Naucz klientki obsługi swoich brwi!

Brzmi kontrowersyjnie, prawda?

I dla wielu z was może takie być, bo przecież jak nauczysz swoją klientkę robić własne brwi to nie będzie już Cię potrzebować. Sama będzie potrafiła wydepilować i zafarbować, czyli po prostu straciszpracę i formę zarobku…. i tu bardzo się mylisz. Poświęć kilka minut i przeczytaj, jak ja to widzę.

Pęseta do brwi jest w każdym domu.

Leży sobie grzecznie na półeczce w łazience i bardzo cichutko szepcze do ucha twoich obecnych lub potencjalnych klientek, niczym pierścień do biednego bezbronnego Goluma „Weź mnie. Zobacz jak dużo masz tych włosków. Po co ci one. Pozbądź się ich. To potrwa tylko chwilę.” Wyrwie jeden włosek, potem jeszcze kilka, a może tu jeszcze trochę poprawić? I nagle okazuje się, że połowy brwi już nie ma. „A nic, odrosną..”

Pojawia się pierwszy włosek. „Kurde, ale w dziwnym miejscu mi rosną te włoski, trzeba go wyrwać”, aż niepostrzeżenie brwi przestają rosnąć. Nie wiadomo tylko dlaczego z daleka twarz wygląda jakby nad oczami zameldowały się dwie średnio podobne do siebie kijanki….

To nie jest zmyślona historia. Słyszałam ich dziesiątki i każde wyglądały bardzo podobnie.

Po pęsetę sięgają już coraz młodsze klientki, szczególnie te, które mają bardzo bujne owłosienie. Całe szczęście mamy erę internetu i tu wszystko można znaleźć. Od wiedzy na temat uzdatniania trawnika w ogrodzie, po sposoby na samodzielne obcięcie grzywki. Jednak bez podstawowych informacji, a właściwie zgłębiania tematu, nie da się czegoś wykonać odpowiednio dobrze, dlatego zwykle po pomoc trzeba się udać do specjalisty. I to jest w tym wszystkim najważniejsze!

Specjalista poświęcił na zgłębienia jakiegoś zagadnienia dziesiątki godzin, wykonał setki stylizacji, żeby dojść do obecnej wprawy. Patrząc na brwi od razu wie, czego im potrzeba. No właśnie, żeby być ekspertem w swoim fachu trzeba poświęcić się tej tematyce w 100%! Myślisz, że klientka ma na to czas? Ją interesują tylko jej brwi, a przede wszystkim to, żeby jak najszybciej wyeksmitować kijanki i nigdy więcej ich do siebie nie zapraszać.

Co w sytuacji gdy z jakiegoś powodu, w jej życiu następuje moment, gdy nie może pojawić się w salonie na stylizację brwi? Straciła pracę, urodziła dziecko, złamała nogę i jest uziemiona. Powiem ci co. Wchodzi do łazienki i pęseta niczym młotek Thora sama wpada w jej ręce, a ona w desperacji znów zaprasza kijanki na swoją twarz. Może tym razem już w mniej karykaturalnej wersji, bo coś mniej więcej pamięta z tego, jak była u ciebie na zabiegu i jak te brwi wyglądały po wizycie w Twoim salonie.

Kobiety od dziesiątek lat samodzielnie ogarniały swoje brwi, z różnym skutkiem. Klasyczna „regulacja z henną” były od zawsze na szarym końcu cenników salonów kosmetycznych, wykonywane w między czasie, gdzieś w przelocie. To teraz poświęca im się dużo więcej uwagi robiąc z tego odrębny zabieg. Jeżeli tak dużo mówi się o domowej pielęgnacji twarzy, o domowych zabiegach spa na twarz, włosy czy paznokcie, dlaczego nie pokazać kobietom jakie kształty powinny mieć poprawnie zbudowane brwi?

Ta wiedza może zmienić ich życie, może sprawić, że poczują się pewne siebie i nie będą ze strachem wchodzić do łazienki w obawie, że znów zrobią sobie krzywdę.

Dlaczego uważam, że nie stracisz tej klientki?

Jest wiele usług, które nie są usługami pierwszej potrzeby, które można wykonać samodzielnie w domu, a korzystanie z nich daje poczucie luksusu m.in. gastronomia – możesz ugotować przecież sama, ale raz na jakiś czas idziesz do restauracji, myjnie samochodowe – możesz przecież sama umyć samochód, ale tam przecież mają lepsze produkty do czyszczenia tapicerki, hybrydy – można kupić zestaw do robienia domowego manikiuru i zrobić to w dowolnym momencie dnia, ale ta godzina czy dwie spędzone w salonie na ploteczkach ze swoją ulubioną stylistką to czas dla siebie, który poświęcasz na to, co daje nie tylko namiastkę luksusu, ale i przyjemności. Farbowanie włosów? Nic prostszego, wystarczy wejść do pierwszej lepszej drogerii, wybierać z pośród dziesiątek farb i wykonać zabieg w domu, ale przecież zabieg nie będzie wykonany tak, jak w salonie fryzjerskim. Nie spędzi tych kilku godzin w wygodnym fotelu z gazetą w ręku, popijając latte ze spienionym mlekiem.

Wizyta w salonie to nie tylko zabieg, to czas relaksu.

Stylizacja brwi to nie tylko zużycie materiału, którego potrzebujesz do wykonania danej usługi. To przede wszystkim wartość dodana, czyli te kilkadziesiąt minut relaksu i czas, w którym klientka jest przez nas dopieszczana, to chwila gdy nie musi być zwarta i gotowa by być na zawołanie dla swoich domowników. W tym momencie to jej poświęca się uwagę i to jej potrzeby są zaspakajane, a wykonane pięknie brwi to efekt uboczny. Zastanów się nad tym, co mówią klientki gdy schodzą z fotela/łóżka. „Och jak fajnie, szkoda, że to już koniec” – przynajmniej moje tak mówią.

Jest jednak jeszcze jeden powód – twoja klienta będzie ci dozgonnie wdzięczna za to, że uratowałaś jej brwi, że już nie musi się bać kolejnej domowej stylizacji. Nawet wtedy, gdy z różnych powodów nie będzie mogła do ciebie przyjść pomyśli o tobie, bo jesteś bohaterką jej brwi.

Właśnie wypuściłam produkt dla swoich klientek – poradnik, jak w domowy sposób wystylizować swoje brwi.

To 1,5 h filmów z podstawową wiedzą jak powinna wyglądać prawidłowo zbudowana brew, jak depilować, żeby nie bolało (np. używając trymera), jak bezpiecznie zafarbować brwi (bo jednak część z nich bardzo tego potrzebuje). Cena to 49.90 zł, czyli nawet taniej niż usługa w moim salonie.

Czy boje się, że stracę klientki? Absolutnie nie!

Jestem nawet przekonana, że po kwarantannie będzie ich jeszcze więcej, bo wiem, że stylizacja w domu nigdy nie będzie na tak wysokim poziomie, jak wykonam ją osobiście, bo widzę więcej, bo mam większe doświadczenie i lepiej wyćwiczoną rękę.

Produkt jest dostępny nie tylko dla klientek mojego salonu. Może kupić go każda osoba, która chciałaby wykonać taki zabieg w domu, bo salony są zamknięte lub ona sama nie ma możliwości skorzystać z usług swojej stylistki. Kurs „Zrób sobie brwi!” to też program partnerski dla stylistek brwi, które mogą zarabiać nawet wtedy, gdy nie mogą pracować. To oferta skierowana właśnie do tych stylistek, które tak jak ja wiedzą, że usługa w ich salonie to przede wszystkim wartość dodana, a zabieg w ich salonach to prawdziwy rytuał dla ich klientek.

Jeżeli ty również podzielasz moja zdanie dotyczące uczenia swoich klientek to możesz dołączyć do programu zupełnie za darmo, a polecając ten kurs swoim klientkom zarabiasz 25% na każdym sprzedanym kursie. Jeśli chcesz skorzystać z Programu Partnerskiego PRO Brow i pomóc swoim Klientkom przetrwać ten trudny czas, a Tym samym zarobić na jego polecaniu – napisz maila na adres kontakt@naturalnebrwi.pl – opiszę Ci dokładnie, co należy zrobić, aby wziąć udział w programie. Nie ponosisz żadnych kosztów udziału!

Kombajn upiększający, czy specjalista w wąskiej dziedzinie?

Ostatnio przed Brow Meetingiem, który prowadzę w każdy poniedziałek o 9.00 rano na Facebook i Instagram, poprosiłam moje obserwatorki o zadawanie pytań dotyczących tematów związanych z pracą stylistki. Pytano mnie o różne kwestie – związane z technicznymi aspektami pracy czy o różnice w produktach. Wiecie, że jestem chętna do dzieleniem się taką wiedzą, bo powinna ją posiadać każda stylistka brwi, która chce być profesjonalistką.

Jednak pytanie jednej z Was poruszyło mnie do myślenia o tematach, z którymi sama się borykałam zaczynając pracę w branży beauty.

Po pierwsze chciałabym nawiązać do tego, co mówiłam na poniedziałkowym (Brow Meeting) spotkaniu na żywo, czyli o rozwoju osobistym i podjęciu decyzji, co jest Twoim celem. Bo kiedy wiesz, jaki jest Twój cel to jesteś w stanie zrozumieć, którą drogę chcesz wybrać. Dzięki temu będziesz w stanie odsiewać pewne informacje, które do Ciebie trafiają, te które nie są zgodne z Twoimi celami, a są jedynie przekonaniami kogoś innego, kto ma zupełnie inne cele.

Zacytuję klasyka: „Wystarczy, że odpowiesz na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Co lubię w życiu robić? A potem zacznij to robić” – Laska „Chłopaki nie płaczą”

To zdanie wydaje się być banalnym uproszczeniem, ale prawda jest taka, że im prostsze pytania, tym prostsze odpowiedzi. Nie znaczy to jednak, że zanim znajdziesz tą odpowiedź nie minie sporo czasu. Oczywiście można teoretyzować i zastanawiać się kiedy to nastąpi, i jak tego szukać, więc może najlepiej będzie kiedy przedstawię wam swoją historię, czyli jak znalazłam się właśnie w tym miejscu, a nie innym.

Prawda jest taka, że u mnie zadziałał trochę przypadek (i to już jest bardzo ważny sygnał dla Ciebie, bo czasem los podsuwa nam pewne rozwiązania, po które w ogóle nie chcemy sięgać, a niosą one ze sobą coś wielkiego). Nie będę się rozpisywać jak, kiedy, dlaczego i co to za sobą niosło, bo musiałabym napisać swoją biografię i okazałoby się, że zaraz trzeba wydawać kolejny ebook (żarcik!), ale swoją przygodę ze stylizacją brwi zaczęłam od tego, że zaczęłam uczyć innych. Tak, od bycia trenerem! Nie dlatego, że chciałam, ale dlatego, że musiałam. Moja sytuacja życiowa zmusiła mnie do tego, że musiałam wesprzeć nasz domowy budżet, więc zaczęłam uczyć innych, jak można sprawnie nitkować. Z każdym kolejnym szkoleniem starałam się przekazywać coraz więcej wiedzy, więc sama szukałam i się dokształcałam. To, czego się dowiedziałam i co wypróbowałam starałam się w maksymalnie przystępny sposób przekazać innym. Stąd za każdym razem mój skrypt szkoleniowy się powiększał. W międzyczasie pojawiło się kilka niemiłych perypetii oraz przerw w mojej brwiowej historii, ale koniec końców najbardziej rozwinęłam się w ciągu ostatnich 4 lat.

W międzyczasie pojawiały się inne szkolenia – z rzęs, z makijażu permanentnego, laminacji, wosku. Można powiedzieć, że próbowałam wszystkiego. W ciągu tych kilku lat zrozumiałam, że ani rzęsy, ani makijaż permanentny ani wosk nie są dla mnie. Rzęsy zajmowały mi zbyt dużo czasu, bywały momenty, że w trakcie wyklejania miałam ochotę pizgnąć pęsetami o podłogę i wyjść. W końcu ciało zdecydowało za mnie – spazm akomodacyjny, ból oczu i głowy trudny do opisania i dlatego właśnie noszę okulary. Właśnie wtedy, gdy zrezygnowałam z klejenia rzęs i „oddałam” klientki innym stylistkom, a dzięki temu zwolniłam miejsce na stylizacje brwi poczułam, że zdjęłam z pleców ogromny ciężar. Klejenie rzęs nie cieszyło mnie. Nie chciałam tego. Robiłam to właśnie dlatego, żeby móc obsługiwać klientki kompleksowo. Stylizację rzęs zastąpiłam laminacją, która sprawia mi masę satysfakcji, a efekty są praktycznie natychmiastowe i o wiele bardziej trwałe niż rzęsy syntetyczne. Zresztą, w pewnym momencie poczułam, że to nie moja estetyka. Nie chciałam robić czegoś wbrew sobie. Rozwój w stylizacji rzęs nie był moim celem i dopiero wtedy, gdy odpuściłam ten zabieg, zaczęłam faktycznie rozwijać się w tym co sprawia mi największą frajdę.

Jeżeli Twoim celem jest kompleksowa obsługa klienta to posiadanie wielu umiejętności jest jak najbardziej dla Ciebie.

Jednak jeżeli, w którymś momencie czujesz, że stoisz w miejscu, nie rozwijasz się, a temat, który najbardziej Cię interesuje po prostu Ci się gdzieś wymyka to najprawdopodobniej musisz ponownie zweryfikować swoje cele. Może spójrzmy na to z innej perspektywy? Dlaczego tak niewielu lekarzy robi kilka specjalizacji? Bo nie da się umieć wszystkiego.

Nie twierdzę, że nie da się być wybitnym w kilku zabiegach, ale wymaga to ogromnego samozaparcia i chęci rozwoju. Czasem posiadanie kilku zabiegów w swoim asortymencie jest pewnego rodzaju odskocznią od innych. Wykonywanie tylko stylizacji brwi czasem przypomina pracę na linii taśmowej i kiedy mam okazję między zabiegami zrobić laminację rzęs, czy nitkowanie twarzy to jest to ciekawe urozmaicenie dnia. Trzeba jednak pamiętać, że warto podążać za swoim poczuciem estetyki i tym, co Tobie sprawia największą frajdę. Lubisz robić rzęsy, ale bardzo subtelne 1:1? Nie czujesz się dobrze w mega volume, a klientki wciąż o to dopytują? Wydając kolejne tysiące na szkolenia z dużych objętości raczej nie będzie wykonywać tego zabiegu z przyjemnością, a może w końcu zupełnie z niego zrezygnujesz, bo całą sobą będziesz mówić, że nie chcesz tego robić nie wypowiadając ani słowa. Do przemyślenia…

Bo najważniejsze jest to, że trzeba kochać to co się robi, dopiero wtedy będzie można wyjść na szczyt..

No właśnie – szczyt. Czym jest ten sukces? Zapełniony kalendarz po sam brzeg i praca po 12-14 godzin dziennie? Wystąpienia na konferencjach? A może dziesiątki pucharów i dyplomów w swoim salonie? Gdzie jest tzw. sufit? Kiedy wiesz, że już osiągnęłaś tyle, ile potrzebujesz? Co z wypaleniem zawodowym? To jest temat na inny wpis, ale ważny, aby poruszyć.